Translate

czwartek, 30 maja 2013

komunizm

On:
Za siedmioma lasami, za siedmioma górami, tuż przy granicy z Ukrainą leży Hrubieszów (moje rodzinne miasteczko). Zaproszono nas tam na uroczystość I Komunii mojego chrześniaka.
Nie za często tam bywamy; raz na rok lub dwa (lata), chociaż chcielibyśmy bywać częściej.
Tym razem udało nam się zrealizować zamiar i po podróży, podczas której PKP nie rozpieszczała nas zbytnio, znaleźliśmy się w miejscu, gdzie wolniej płynie czas, a życie wydaje się być prostsze.
Powitaniom, radościom i wzruszeniom nie było końca. Niektórzy popłakali się jawnie, inni wyznając zasadę: "nińdzia nie może być miętka" udawali, że wydzielanie płynów ustrojowych za pomocą wzroku ich nie dotyczy. Młodsza część familii pytała swoich rodziców "kto to jest ta ciocia z wujkiem?"; mój chrześniak zaś przywitał mnie słowami: "a to ty, pamiętam ciebie" - do tego dzieci nie wierzyły, że można mieć tak głupkowatego wujka, co wywala język do pozowanych zdjęć rodzinnych (ze względów estetycznych nie będzie prezentacji języka).



Nie żałowaliśmy sobie snu, rozmów z bliskimi, spacerów, odwiedzin (i próbowania różnych łakoci :) ) - mimo to, ciągle z niedowierzaniem sprawdzaliśmy, że minęło znacznie mniej czasu niźli w Wielkopolsce by nam to wszystko zajęło. W niedzielę uczestniczyliśmy w strrrrasznie długiej liturgii, która była połączeniem jodłowania, country i love story - co miało podkreślić wagę wydarzenia - i przetrwaliśmy to.

Na rzeczoną Komunię wykonaliśmy (głównie Jej rękoma) tę oto pamiątkę:


... ciąg dalszy niebawem...
(32)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za odwiedziny i miłe (lub inspirujące) słowa